O català! (wywiad)

dnia

Od dawna chciałam skondensować wielogodzinne dyskusje w jedną, porządną rozmowę, pokazującą w wielkim skrócie sytuację językową Barcelony, a raczej, jak to często i z upodobaniem nazywa mój rozmówca Jakub Wysocki, jej „językową schizofrenię”. Miasto to stało się dla mnie punktem odniesienia bardzo niedawno, kiedy mój przyjaciel zdecydował się do niego przeprowadzić. Dzisiaj zapraszam Was na krótkie spotkanie z nim.

Skąd u ciebie zainteresowanie językiem katalońskim?

Od jakiegoś czasu byłem pewny, że chcę mieszkać w Barcelonie, a ja zawsze chciałem mówić w lokalnym języku miejsca, w którym mieszkam, w takim sensie, że gdyby to była Gruzja, to uczyłbym się gruzińskiego. Wtedy kataloński nie miał jeszcze dla mnie takiego znaczenia, jakie ma dziś. Dość wcześnie, kiedy zacząłem interesować się językami, miałem jedno podejście do katalońskiego, w tamtym czasie jeszcze nie mówiłem dobrze nawet po hiszpańsku. Pomyślałem wtedy jednak o nim, że o, że co to za samogłoski, jakieś zamknięte, otwarte, akcent w Barcelonie inny, w Walencji inny, pomyślałem, że to nie dla mnie. I faktycznie, musiałem dojrzeć do tego języka. Zarówno ja, jak i moja tożsamość, która się z nim wiąże. 

Hiszpański był dla ciebie przeszkodą czy pomocą?

Dzięki hiszpańskiemu mogę wiele zrozumieć po katalońsku, natomiast jego znajomość przeszkadza w mówieniu, bo w katalońskim gramatycznie, w stosunku do hiszpańskiego, wiele rzeczy się skraca. Cała struktura języka jest trochę inna, bardziej skondensowania i przez to mówiąc musisz sobie tę gramatykę procesować za każdym razem: w hiszpańskim jest tak, a więc muszę zmienić tę strukturę w taki sposób i wyjdzie mi forma katalońska. 

Co jeszcze pomaga w nauce tego języka, a co może sprawiać trudność?

Na pewno znajomość hiszpańskiego jest ważnym czynnikiem, od którego można wyjść. Kataloński w ogóle jest trudniejszy, niż hiszpański, i to nie dlatego, że jest małym językiem. Po prostu z lingwistycznego punktu widzenia jest trudniejszy, na przykład ze względu na ogromną ilość dialektów, jak na tak mały język, które różnią się między sobą np. pod względem wymowy samogłosek otwartych i zamkniętych. Wymowa może sprawiać trudność, trzeba się z nią mocno osłuchać. Gramatyka jest odmienna od hiszpańskiej, momentami może przypominać włoską, ale nie jest to nic nie do przeskoczenia.

 Jak znaleźć materiały do nauki?

Rząd kataloński mocno inwestuje w to, żeby kataloński stał się rozpoznawalny, na poziomie podstawowym kurs tego języka jest darmowy. Jest również strona parla.cat, platforma dedykowana różnym poziomom, dosyć interaktywna, można ją przerabiać samodzielnie lub z nauczycielem. Te materiały są jednak pomyślane dla kogoś, kto nie zna hiszpańskiego. Jest też masa udogodnień, takich jak strony internetowe zbierające filmy, literaturę, czyli nie do końca materiały językowe, ale są to miejsca strony, które z pewnością pomagają w uzyskaniu dostępu do języka.

I co ważne, telewizja katalońska wszystkie programy udostępnia z napisami, co stanowi ogromną pomoc w wyłapywaniu dźwięków i ortografii, która jest dość skomplikowana.

Pamiętam, że w zeszłym roku uczestniczyłeś w programie, w którym wolontariusze uczą ludzi katalońskiego. Opowiesz mi coś więcej?

Jest on całkowicie darmowy, nazywa się Voluntariat per la Llengua (VxL). Można się zgłosić poprzez formularz do konsorcjum lingwistycznego, żeby dostać swojego wolontariusza. Zasada jest taka, że przez 10 tygodni spotykasz się raz w tygodniu z tą osobą i po prostu sobie konwersujecie, spotkania mogą odbywać się na żywo lub na Skype. Wymogiem jest tutaj posiadanie poziomu umożliwiającego rozmowę. Wolontariusze nie są nauczycielami, mają po prostu pomóc się rozgadać.

Jak wygląda dostęp do materiałów źródłowych – dużo jest książek, filmów, seriali czy muzyki, tworzonych w tym języku? Innymi słowy, jak wygląda jego zaplecze kulturowe? Wiem, że to szeroki temat…

Przede wszystkim jest serial „Merlí”, można go oglądać na Netflixie po hiszpańsku albo oryginalnie po katalońsku. On dosyć dobrze pokazuje różne tendencje, które pojawiają się w katalońskim społeczeństwie, pojawia się w nim nawet wątek niepodległościowy, ale jego głównym tematem jest filozofia. Bohaterowie to grupa nastolatków, którzy mogą skonfrontować wiedzę z lekcji z życiem, które toczy się wokół szkoły czy w ich domach.

Wiele jest filmów produkowanych w Krajach Katalońskich, niekoniecznie w tym języku, robionych przez katalońskich reżyserów, np. Isabel Coixet. W telewizji jest wiele programów satyrycznych, seriali familijnych, programów z tematyką krajoznawczą. W prasie znaleźć można zaskakująco dużo lokalności, np. czasopismo takie jak polski „Focus”, które odnosi się wyłącznie do terenu Katalonii, opisuje piękne miejsca, ich historię. Ten kraj najzwyczajniej promuje się na każdym kroku. Muzyki lokalnej też jest dosyć sporo, w to się można naprawdę zagłębić.

Jak często słyszysz od ludzi – albo jak często słyszałeś mieszkając jeszcze w Budapeszcie – pytanie, do czego jest ci właściwie potrzebna nauka tego języka?

Część ludzi w ogóle nie wie, że istnieje taki język. Dla nich Barcelona to po prostu Hiszpania. Szczerze mówiąc, nie spotkałem się z jakimś szczególnym zdziwieniem, chyba większości to po prostu nie interesuje. Poza Katalończykami, którzy się bardzo cieszą i pytają, skąd się to u mnie wzięło.

Dałbyś sobie radę, żyjąc w Barcelonie bez znajomości katalońskiego?

Dla mnie kataloński jest bardzo osobistym językiem i uczę się go ze względów głęboko personalnych, ze względu na identyfikację z miejscem, to jest też język moich przyjaciół. Mógłbym z nimi oczywiście rozmawiać po hiszpańsku, ale to nie byłoby to samo. Za katalońskim stoi zupełnie odrębna kultura i nie dziwię się staraniom o to, żeby ten język stał się bardziej zauważalny. Problem polega na tym, że tu nie jest tak, że na ulicy wszyscy mówią po katalońsku, uczestniczenie w tej kulturze jest osobistym wyborem, bez którego można się obejść.  Myślę, że ludzie tutaj nie oczekują od ciebie, żebyś jako przybysz uczyła się tego języka. Nie ma tu tej presji.

Znam wielu ludzi, którzy w domu, z przyjaciółmi mówią od zawsze tylko po katalońsku, ale sprawa wygląda tak, że oni potem wychodzą na ulicę i tam już panuje hiszpański.
Inaczej natomiast ma się sytuacja poza Barceloną, gdzie na katalońskiej wsi, są miejsca, gdzie hiszpański praktycznie nie występuje. Natomiast w Walencji… to temat na inny wywiad!

O to też chciałam cię zapytać, skąd wiesz, w jakim języku rozmawiać z nieznajomymi? Wchodząc do sklepu czy kawiarni, czy w każdym innym kontekście publicznym, zwracasz się do ludzi po hiszpańsku czy katalońsku?

To zależy od miejsca, od dzielnicy. Na wsi na pewno tego języka jest więcej, w Barcelonie znowu zależy, bo tu mamy mieszankę i język rozmowy zależy od tego, na kogo się trafi.

Ja katalońskiego używam tylko w miejscach, w których wiem, że ktoś mówi po katalońsku, np. z panią sprzedającą w warzywniaku pod moim domem. Powitania typu „Bon dia” albo „Adéu” są po prostu lokalne i nie oznaczają, że reszta rozmowy będzie się odbywała w tym języku. Inna sprawa, że w takich miejscach jak kawiarnie pracuje bardzo wielu Latynosów i oni często nie rozumieją katalońskiego  lub go po prostu nie znają. Generalnie jest to kwestia wyczucia. Czasami ludzie zaczynają po prostu mówić do ciebie po katalońsku, czasem po hiszpańsku, i to jest normalne.

Czy spotkałeś się z przypadkami dyskryminacji tego języka albo z negatywnymi opiniami Hiszpanów z innych części kraju na temat jego silnego statusu?

Mnie nigdy nikt nie zmuszał do mówienia po katalońsku, nie spotkałem się też z nienawiścią tego typu. Z drugiej strony uważam, że to jest lokalny język, więc niech ludzie mówiący u siebie mówią w swoim języku. Ja nie wymagam od ciebie, żebyśmy rozmawiali w gwarze poznańskiej, będąc w Poznaniu. Istnieje jednak w Hiszpanii klasyczny antagonizm między Madrytem a Barceloną, para moich znajomych została w Madrycie obrażona za mówienie po katalońsku na ulicy, ale tutaj wchodzimy już na grunt polityczny. Są tacy Katalończycy, którzy czują się jednocześnie Hiszpanami i Katalończykami, są Katalończycy, którzy nie chcą niepodległości. Znam Katalończyków, którzy mają w sobie dosłownie cząstkę katalońską, bo tylko np. ich matka jest stąd, a ojciec jest, dajmy na to, Szkotem. Identyfikacja jest sprawą indywidualną i istnieje wiele różnych wersji tego odbioru kulturowego oraz tego, co się tutaj dzieje.

Dziękuję Kuba! 

Jeśli macie ochotę poczytać więcej o różnych interesujących aspektach katalońskiej kultury, zajrzyjcie tutaj.

Oprócz katalońskiego i hiszpańskiego, Kuba zna kilka innych języków i kocha się ich uczyć – jeśli chcecie poznać go bliżej, oto odpowiedni link.

Niniejszy wpis powstał w ramach akcji IV Miesiąc Języków, prowadzonej przez zrzeszenie blogerów kulturowo-językowych. W ramach akcji codziennie publikujemy jeden wpis poświęcony tegorocznemu tematowi, jakim jest różnorodność językowa.

2 września (wczoraj) mogliście przeczytać o tym, co to jest surżyk, na blogu Dagi.

Jutro (4 września) będziecie mogli przeczytać o językach riukiuańskich w Japonii.

Nie przegapcie żadnego wpisu!

Dodaj komentarz